Patodeweloperka byłaby zjawiskiem o znacznie mniejszej skali, gdyby zlikwidować bariery podażowe. Jakie? Przede wszystkim biurokrację.
Mieszkam na warszawskim Mokotowie. Sąsiad z bloku wystawił mieszkanie na sprzedaż. 55 mkw., parter z ogródkiem i miejscem parkingowym. Cena za metr – 15 tys. zł. „Szaleństwo!” – pomyślałem. Jeszcze w 2015 r., gdy się tam wprowadziłem, cena za metr wynosiła w okolicy niecałe 8 tys. zł. Wzrost o 87 proc. Dlaczego aż tyle? Czy atrakcyjność tej lokalizacji aż tak wzrosła, odkąd otwarto pizzerię i nową drogę? W tym czasie mediana płac w Warszawie wzrosła o 30 proc. Skąd ta dysproporcja? Kogo na to stać?
Czytaj więcej: Pozwólmy miastom się rozlewać. Czy nieruchomości muszą być tak drogie?